simple lifestyle

sobota, 20 lipca 2013

Jestę Geekię #02 Gram

18:09 Posted by Piski 3 comments



Tabu


League of Legends, World of Warcraft, Minecraft czy Battlefield 300. Tak naprawdę można by tu wymienić jeszcze bardzo dużo innych tytułów. Tytułów gier, o których rozmawiać (czy po prostu o nich napominać) można tylko w obecności osób spędzających nudne popołudnia w ten sam sposób.

Tyle, że tu nie chodzi o savoir-vivre obycia w towarzystwie. Czym różni się subtelna anegdotka: Zaiste, sącząc moje Macchiato Creame Ice Carmel Shitty Shake i czytając Kierkegaarda uświadczyłem w otoczeniu intensywność nastroju o którym się wypowiadasz od niedzielnego gracza ha. fakt. Ostatnio siedzę sobie przy piwku z kumplami na TS-ie i gramy partyjkę w LoL-a. Dokładnie taki sam chill o jakim mówisz! 

Różnica siedzi w pokoleniu. Nagle nastały czasy gdzie gry video/komputerowe - a szczególnie te nie stricte fabularne, a wieloosobowe są tematem tabu.

Wszyscy, którzy, choć i w najmniejszym stopniu, określają się mianem gracza komputerowego są degradowani do troszkę gorszych, troszkę zgeeciałych. Dlatego, gdy piątkowe popołudnie spędzę w towarzystwie w pełni pochłoniętej swoją pasją aktorki, projektanta powierzchni płaskich czy rymarza wiem, że żadnej z wymyślnych anegdotek wyniesionych z gier w takim spotkaniu nie użyję. Nie dlatego, że osoba nie będzie wiedziała o czym mówię. Wielokrotnie na język nasuwały mi się tematy ze świata gier komputerowych, które uniwersalnie pasowały by do miliarda różnych sytuacji życiowych. Dlatego, że przecież ktoś kto gra w World of Warcraft musi być osobą kompletnie nie posiadającą świadomości życia poza komputerem i w ogóle to idź sobie.

Nikt się nie pochwali tym, że jest graczem Leauge of Legens czy World of Warcraft. Chyba, że zarabiał by tym na życie. Ciężko zarabiać tym na życie! Czekając na przystanku na autobus natrafiłem na dwóch strasznie zagorzałych graczy LoL-a. Byli w trakcie omawiania czegoś tam z gry. Dlaczego czegoś tam? Bo kompletnie nic nie rozumiałem. Mówili szybko, używając stricte growego slangu. Słusznie. Rozumieli siebie nawzajem więc po cholerę mają zawracać sobie głowę wielce wyszukanym słownictwem zastępczym. Znam angielski bardzo dobrze, tak samo jak większość moich znajomych. A jednak guptasy my jak się widujemy to rozmawiamy po polsku.  Tyle, że gdy ja w rozmowę wplotę I have no idea what I am doing here to wszyscy będą to w pełni aprobować i pewnie się ktoś nawet zaśmieje. Spróbuj tak wpleść coś ze świata gier. Nawet jak to będzie coś co każdy zrozumie to nikt się nie zaśmieje, bo pff żenada lol tss nara.

Dlaczego nikt nie gra w gry? Bo to faux pax dnia dzisiejszego. Dobrze prosperująca grupa społeczna nie możne marnować czasu na tak trywialne sposoby jego konsumowania. Trzeba czytać Nietzschego (nieważne, że nie zrozumiałem 30% książki. Mogę się pochwalić przy Kopi Luwak Latte, że przeczytałem Tako rzecze Zaratustra). Trzeba na każde zdanie odpowiadać skrupulatnie uważając na to, by było złożone, posiadało trzydzieści osiem podmiotów i drugie tyle orzeczeń.

Ha. Wygrałem swojego solo line-a na midzie. 

Imba team na ostatnim rajdzie. Tank idealnie focusował, a priest był non stop aktywny w boostowaniu i narzucaniu seali.

Trywialne, infantylne, żenujące.
Właściwie racja. Takie jest.
ale

Hipokryzja

Każdy ma Facebooka. Każdy wrzuca codziennie zdjęcie swojego tresowanego szerszenia by później wieszać nad łóżkiem screeny ilości lajków pod zdjęciem.

Tyle, że Facebook to teraz również jedna ogromna (a pewnie i nawet największa na świcie) platforma gier wieloosobowych. Pięć bilionów półgier inspirowanych pewnie jedynie Angry Birds. Gry zaprojektowane tylko i wyłącznie z myślą o tym by bezczelnie zabijać czas.
Ale!
Integracja ze znajomymi tworzy tę zgubną otoczkę grywalizacji, w którą jak te lemingi wpada każdy jeden codzienny zjadacz Muffinka z dewolajem z CoffeeBucksa.


Tylko dlaczego o tych grach wszyscy ćwierkają przy kasztanowym piwie na wtorkowych brunchach? Globalność pierdułkowatych gier sprawiła, że są one powszechne. Jakby nagle wszyscy na świecie zaczęli nosić Jeansy na głowie mówiąc, że to czapka zbuntowałbym się. Nie nosiłbym ich i koniec! Przez miesiąc? Rok? W końcu i tak bym założył. Ty też...

Ej właśnie. My tu sobie piwko pijemy, a od 3 dni mi nie odpowiedziałeś na wyzwanie w Song Pop! Lubisz mnie jeszcze? Przecież puściłem BritPop lata trzydzieste XVgo wieku. Twoje ulubione!

Dzięki za pomoc w Criminal Cases wczoraj. Jak coś to masz u mnie 300 golda i klucz odblokowujący osiemnaście zamków.

Siedzę obok i myślę:

Trywialne, infantylne, żenujące.
Właściwie racja. Takie jest.
ale

niedziela, 14 lipca 2013

Stół do pizzy postawiłem.

20:00 Posted by Piski No comments


Czyli poradnik poprawnie niepoprawnego zachowania przy stole.

Piątek. Albo chociaż piątek statystycznie, bo równie dobrze może być i sobota, wtorek, imieniny Ani. Pogrzeb listonosza i czwarta rocznica pierwszej kupki małej Hani.

Wszystko zawsze i tak kończy się z piwem w ręce. Właściwie nawet jak i  nikt nie zrobił kupy by ją celebrować, to i tak tam kończy się wieczór. Takie nasze smutne życie.

Klasycznie spędzony czas ogranicza się do, mniej lub bardziej, hermetycznej grupy osób. Osoby te recenzują przy piwie, winie, Mustaku, koniaku czy zapiekankach i prostytutkach wszystkie kompletnie nie istotne sprawy dla ludzi z poza ich społeczeństwa. W zależności od częstotliwości spotkań, każda jednostka ubarwia swoje jakże błahe sprawy do postaci latających krokodyli-zabójców (gdy jest to grupa przyjaciół widujących się codziennie), po spokojnie przedstawione fakty (które, gdy grupa widuje się tylko od czasu do czasu są samoistnie relatywnie krokodylo-zabójcodajne).

Wyjątkiem jest tutaj grupa stworzona przez dwójkę osób, które to maślanymi oczyma wpatrują się w siebie dnie i noce całe. Takie to jednostki będą paplać w nieskończoność (lub jedno będzie z błogością słuchać) nawet przy największych częstotliwościach spotkań. W skład wchodzą zarówno klasyczne pary chłopak-dziewczyna, chłopak-chłopak, dziewczyna-dziewczyna, jak i bardziej rozbudowane rozwiązanie dziewczyna-dziewczyna w wieku 13-20 lat, bardziej znane pod kryptonimem BFF.


Każda jednak aktywność wymaga urozmaiceń. Odbywają się eksperymenty behawioralne, które samoistnie kreowane są podczas klasycznych wersji spędzania czasu. Najczęściej występującym zjawiskiem jest hybrydyzacja dwóch hermetycznych grup odpowiedzialnych za klasyczną wersję. Zazwyczaj jest to jednostka grupy alfa, która to w swej wielkiej wyniosłości jaśnie pana znanego i powszechnie lubianego rzuca nagle zdanie klucz: Ty bo tam są moi znajomi, może usiądziemy razem dawno z nimi nie gadałem. W zależności od poziomu hermetyczności grupy przekonywanie będzie trwało określony czas, jednak skutek będzie taki sam. Przez jednego pseudo-filantropa spotkają się ze sobą dwie kompletnie nie mające o czym rozmawiać grupy. Oczywiście jednostka rozpoczynająca przedsięwzięcie będzie  wodzirejem wieczoru. W ciągu pierwszych dziesięciu minut uzmysłowi sobie, że popełniła bardzo poważny błąd, którego jednak nie da się teraz rozwiązać bo i jak?
klopsik
Tyle, że nawet i najbardziej wybitny czasoumilacz musi przy piwie czasami zrobić małe conieco. I w momentach takich następuje moment kulminacyjny dnia. Jest duża szansa, że frustracja jaką powoduje ten trzy minutowy stan I have no fucking idea what I am doing here cały (nawet i do tej pory udany) wieczór obróci w bagno.

Jest jednak iskierka!

Są one. Oczo- i ręcozajmowacze. Ktoś kto myśli, że akcesoria i dodatki takie jak podstawki pod piwo czy  frykaśne serwetki zostały wymyślone z myślą o ich słownikowych zastosowaniach muszą być bardzo szczęśliwymi i nie zniszczonymi przez rzeczywistość obywatelami Nibynarni. Nikt nie zamawia familijnej na 6 osób by się najeść. I tak będzie jakiś pazernik, który w ciągu twojego jednego zje pozostałe siedem kawałków. Zamawiam taką pizzę, bo wiem, że tak naprawdę zamówiłem HappyMeal. A go przecież biorę dla zabawki. Dla mikro-stołu dołączanego w zestawie, by cieszyć i umilać chwile tego w pełni szczerego zażenowania. Trywialny wydźwięk nie ma znaczenia, gdy przypomnę sobie ile to już razy dołożenie złotówki na duże pieczywko uratowało mi wieczór.

Bary, knajpy i restauracje powinny zainwestować w paletę pierdół dostępnych u barmana za złotówkę. Wyobraźcie sobie ten wybór! Jojo, spinacze, cyrkle i ekierki. Tak dużo możliwości, by móc w pełni skupić się na braku skupienia. huhu marzenia


Ciesze się, że masz tyyylu kolegów. Ja też. Umówiłem się z nimi nawet na piwo.

Jutro...


PS: No i wyszło, że jestem aspołeczny. hympf

foto: instagram.com/dominikaswierad